Pierwszy raz od stu lat publikuję przepis, bo:
Troszkę mi głupio wrzucać zdjęcia totalnie pysznego jedzenia na fanpejdż i instagram, zdawkowo opisane, podczas, gdy tajemnicą nie jest, że blog istnieje, bądź raczej istniał kiedyś. Postaram się czasem coś napisać ale zastrzegam sobie prawo do chujowych zdjęć.
Zabawny powód, trochę jestem posrana: ciągle zamieszczam adres bloga w CV, a chcę zmienić robotę. Pracuję w gastro. Uważam, że całe to CV to se można wsadzić ale dżast in kejs, aplikuję tylko do miejsc co najmniej wegetariańskich, a najbardziej upatrzone mam wegańskie (o tym napiszę może kiedyś coś więcej ale mi się teraz nie chce) i głupio, jak daję to CV, ktoś se zagląda, tururu, ciekawe co tam wymodziła ta Aleksandra, a tu jeb, bombardacja totalnie zwierzęcym tłuszczem nasyconym* podczas gdy, w sumie jest to dosyć nieaktualne, o czym nie zamierzam też teraz pisać ani dyskutować, zresztą jedzta co chceta, ja też jem co chceta.
Powód cztery, w sumie lubię pisać i osiągnęłam już tę nirvanę, że mam wyjebane na to, że moje zdjęcie zrobione komórką zostanie obrzucone mixem pogardy i rozbawienia przez posiadaczki lustrzanek cyfrowych i lajtboxów, a cały wpis zupełnie niezrozumiany przez madki i matrony szukające delikatnej zupki dla swoich ząbkujących młodych. Także jest to dla mnie radosna rekreacja.
Aha, zostanę prawdziwym kucharzem, vegan chefem, cukiernikiem, choćby skały srały. Pozdrawiam wszystkich amatorów z ambicjami i nie poddawajcie się!
Na garnek zupy (weź co najmniej 3-litrowy):
- Mały chlust oleju jakiego tam chcesz
- Szalotka, pokrojona (opcjonalnie)
- Dowolna ostra papryczka, posiekana byle jak (opcjonalnie)
- Mały kawałek imbiru, posiekany, może być byle jak ale drobno (opcjonalnie)
- Trzy kawałki suszonego galangalu, laska trawy cytrynowej, pogięta (opcjonalnie)
- Pół torebki zielonej pasty curry lub więcej (takiej saszety, najmniejsze opakowanie tego w sklepie, jak macie coś przeciwko rybkom to czytajcie skład, bo niektóre mają)
- 1.5 kg marchewki lub więcej, obrana i pokrojona byle jak ale najlepiej w cienkie plasterki
- Warszawska kranówka
- Standardowa puszka mleka kokosowego, polecam Aroy-D i Real Thai, innych nie polecam
- Sól i cukier jakie tam chcesz do smaku
- 2-3 kopiaste łyżki masła z prażonych orzeszków ziemnych lub nerkowców, grunt, żeby było jak najlepszej jakości, najlepiej zrobione w 100% z orzeszków
- Sok z limonki, lub nawet dwóch limonek, do smaku* z cytryny też może być
- opcjonalnie** sos ostrygowy/ wegański sos ostrygowy
- kilka gałązek świeżej kolendry, posiekanych byle jak, niby opcjonalnie ale nawet jak nie lubisz kolendry to lepiej jej tym razem dodaj
Zrób to tak:
- Jak już masz wszystko przygotowane
- Włącz gaz pod garnkiem.
- Wlej olej i od razu wrzuć szalotkę, papryczkę, imbir, galangal i trawę cytrynową. Smaż na średnim ogniu minutkę, dwie lub aż zacznie to pachnieć a ty zaczniesz kaszleć.
- Dodaj pastę curry, posmaż jeszcze minutę, mieszając i rozcierając pastę.
- Wlej CHLUST (śmiało) mleka kokosowego, pamiętaj by większość została w puszce. Schowaj większość przed kotem. Pomieszaj chwilę, pogotuj minutę od momentu zawrzenia.
- Dodaj marchew i zalej wodą tak, żeby marchew była przykryta.
- Nasyp trochę soli i cukru. Gotuj na małym ogniu aż marchew się ugotuje.
- Kiedy marchewka zmiękła wyłów galangal i trawę cytrynową.
- Wyłącz ogień pod garnkiem. Teraz czas na swobodną improwizację.
- Dodaj masło orzechowe, solidnie rozetrzyj. Wlej resztę mleka koko.
- DODAJ tę kolendrę.
- Zmiel zupę najlepiej jak potrafisz. Jeśli jest bardzo gęsta to rozcieńcz wodą.
- Posól, posłódź, dopraw sosem ostrygowym i sokiem z limonki do smaku.
- Włala.
Zupa jest dobra na pewno przez trzy dni. Część mleka koko każę wlać na koniec i nie gotować, bo odnoszę wrażenie, że tak nie traci ono swojego zapaszku. Także jak podgrzewasz zupę, to staraj się nie dopuszczać do jej wrzenia ale świat się nie skończy jeśli ona zabulgocze.
*
** Z jednej strony nie hejtuję ale z drugiej strony stronię XD Sos "ostrygowy", no bo heloł, gdzie on ma te ostrygi, można zrobić z szitaków i glona- polecam ten przepis- smakuje jak prawdziwy, jeśli nie lepiej, porównywałam :)))
** Z jednej strony nie hejtuję ale z drugiej strony stronię XD Sos "ostrygowy", no bo heloł, gdzie on ma te ostrygi, można zrobić z szitaków i glona- polecam ten przepis- smakuje jak prawdziwy, jeśli nie lepiej, porównywałam :)))
Smacznego!